W ramach rozjazdu jeżdżę sobie w tygodniu na Biance na południe. I tak sobie patrzę i myślę: spore pelotoniki w mieszanym składzie, jadą sobie parkami po 35 km/h, zatrzymują się po drodze na kawkę. A na północy, na Rondzie najczęściej jest tak, jak w sobotę, 20. sierpnia. Prawie dwie dziesiątki twardych kolesi, wiatr w plecy, no to się działo. W przeciągu kilku sekund, jeszcze przed hopkami z 35 km/h zrobiło się 53 km/h, grupa się rozerwała, po mojej zmianie 56 km/h ktoś przycisnął ponad 60 km/h i mnie urwali. Goniąc ich pojechałem 63 km/h i nie doszedłem. Brawo chłopaki z przodu, to była kapitalna robota! Na światłach w NDM dołączyła do mnie grupa i jechaliśmy dalej swoim tempem. W końcu doszliśmy uciekinierów, za objazdem na Rolniczej, pewnie dlatego, że im się znudziło.
P.S. Północ/Rondo zatrzymuje się obligatoryjnie tylko wtedy, kiedy ktoś leży, fakultatywnie – jak komuś poszła guma, a na płyny, to tylko te z procentami (chociaż to już coraz rzadziej).
W niedzielę, 21. sierpnia, znowu gorąco, jak w sobotę. Mało ludzi na Nasielsku, tłum na Pomiechówku. Przed hopkami ktoś zgubił bidon (jak się jedzie z tyłu, to się takie rzeczy widzi), na szczęście nikt się nie wyłożył. Grupa puściła ucieczkę, wyszedłem na czoło dopiero, jak już uciekinierów nie było widać (ciekawe, czy dojechali?). Drugi tydzień z rzędu z powodu czołowego wiatru z szybkiej jazdy na powrocie były nici. Była za to orka, by utrzymać 35 km/h. Takie warunki odbierają morale do jazdy na Kozie. Podobno H. się wygrzmocił na Pomiechówku, ale jakoś się pozbierał. Trzymaj się!