Świąteczny poniedziałek. Ponieważ mus robota, to trening wyszedł na szybkopomykaczu. Jakbym miał wolne, to bym śmigał na Kozie na Rondzie. Po południu, zapowiadali burzę, to zebrałem się po piątej. Gorąco. Wiało porządnie, dobrze, że w dobrej konfiguracji: tam pod wiatr, z powrotem z wiatrem. Na Bulwarach po praskiej stronie parka na elektrycznych rowerach, podczepiłem się i z wiatrem w plecy pomykałem 27-28 km/h – piękna sprawa. Środa. Trening poranny. Spokój, mało ludzi, kierowcy przytomni. Dodałem 2 km. do trasy, bo się rano szybko zebrałem. Wyszło przeciętnie ponad 21 km/h, chociaż nie jechałem na maksa. Czwartek. Hulajnożystą jestem już niby doświadczonym, a cały czas zdarzają się kolapsy. Co jednocześnie świadczy o tym, na jak cienkiej granicy balansuje się podczas sportowej jazdy na hulajce szosowej. Dziś zacząłem za ostro, ułożyły się światła = brak oddechu i w drodze powrotnej klasycznie spuchłem. Na DDR-ze wzdłuż Zoo jeszcze jechałem szybko, ale już na Gdańskim mnie przytkało i musiałem znacząco zwolnić. Stąd i średnia przejazdu poniżej 21 km/h (dokładnie 20,99).
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰