19 luty

Pogoda się stabilizuje na bezdeszczową. W poniedziałek jazda na wolnopomykaczu i rekonesans praskiej strony Bulwarów. Przejezdne, praktycznie bez błota pośniegowego i bez – większych – kałuż. W średnim tempie, zapowiada się bowiem praktycznie cały tydzień hulajnożenia. We wtorek jeszcze ładniej i jeszcze suszej. Zatem decyzja mogła być tylko jedna: szybkopomykacz! Zmiana wolnopomykacza na szybkopomykacza przypomina przesiadkę z auta osobowego na rajdowe. Inna dynamika, inne przyspieszenia i dużo wyższa prędkość (puls naturalnie toże). Akurat niczego nie mierzyłem, bo bateria w liczniku padła i wskazań nie pokazywano. Jazda bez licznika, znają to wszyscy szosowcy, to fajna sprawa: brak fiksacji na prędkość, kadencje, puls itp. Jedzie sobie człowiek tempem wynikającym ze strefy komfortu kardiowaskularnego, chyba że zostanie sprowokowany do ścigaczki, wtedy ile natura dała. Póki co wielkich wyścigów nie ma, bo i rowerzystów jeszcze nie za dużo. W środę analogicznie. Pomyka się na szybkopomykaczu z wielką przyjemnością, szybko, ale są jeszcze duże rezerwy, nie wolno jednak przedobrzyć – zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a gwałtowna przerwa w ostrym treningu nie jest wskazana. I kolejny trening w czwartek. Czy ostatni w tym tygodniu, to się zobaczy. Jeszcze nie wiało, ale antycyklon już puka do drzwi. W piątek popadało, całkiem równo. Równie równo wiało, także na sobotę jako tako obeschło. W każdym razie przypadła kolej wolnopomykacza, nie darowałbym sobie, jak bym w takie wiatrzysko nie pohulajnożył (wracają wspomnienia na Wyspę). Z wiatrem w plecy jechałem 23 km/h, nie odbijając się prawie wcale. Pod wiatr – 13 km/h, a przy Polonii, na ścieżce, to nawet 11 km/h, odbijając ile wlezie, a i tak prawie się nie ruszałem z miejsca. W niedzielę zaordynowałem sobie natomiast kilometrażówkę. Ujechałem 45 km (przez Południowy), na mniejszej prędkości (przeciętna na wolnopomykaczu wyszła 18 km/h), bo i wiać nie przestało (akurat wiało na powrocie, najbardziej na Wale Miedzeszyńskim). Paniusia w blachosmrodzie z nosem wlepionym w telefon dostała werbalnego zjeba, starszy pan nie wie, że przy skręcie w prawo ma obowiązek przepuścić poruszających się DDR-em. Czy to dzień roboczy, czy sobota, czy niedziela – nic się nie zmienia w zakresie odpowiedzialności i poziomu edukacji kierowców.