16-17 kwiecień

Zniechęcony niemożnością zakupu pasującej przerzutki przedniej (Campagnolo, zintegrowana) do Bianchi, zdecydowałem się jeździć bez. Naturalnie łańcuchów Recorda do 11-rzędowych kaset również nie było, a jak już znalazłem łańcuch Chorusa, to okazało się, że kaseta nie nadaje się do użytku. Kaset Recorda oczywiście brak, udało mi się trafić ostatnią sztukę Chorusa w jednym z niemieckich web-shopów. Z uwagi na problem z dostępnością łańcuchów, pewnie z każdym rokiem będzie coraz gorzej, zdecydowałem się po raz pierwszy na spinkę. W piątek zrobiłem próbę generalną przez Bulwary, Most Południowy i Wał Miedzeszyński – wszystko grało. W takim razie w sobotę, 16. kwietnia, po wielu miesiącach znowu wyruszyłem na Biance na rondo. Pod ‘Arkadię’ zawitał dawno na Rondzie nie widziany załogant z kraju, w którym się wtranżala żabie udka, ruszyliśmy we dwóch, po drodze dołączali kolejni. Nie było chętnych do pracy, to kolega przycisnął. I jak ruszył spod kreski w Jabłonnej, to dojechał na czele do świateł w NDM. Pod wiatr, nie schodząc praktycznie poniżej 45 km/h. Chapeau bas! To była kapitalna robota.

Niedziela tradycyjnie należy do Kozy. W tę, 17. kwietnia, ludzi masa, jedna rodzynka, jednak – co rzadkością – większa grupa pojechała na Nasielsk. Jak to w niedzielę bywa, niewielu chętnych do pracy z przodu na Pomiechówku. No to czterech odjechało, a reszta się oglądała na siebie. Kodeks honorowy nie pozwala czasowcom na likwidowanie ucieczek, stąd przyglądałem się całemu teatrzykowi z tyłu. W końcu Rodzynka nie strzymała i samotnie pogoniła za ucieczką. Co zmobilizowało resztę i – ucieczka złapała czerwone – grupa doszła nygusów przed drugimi światłami. Powrót pod wiatr, wiało tak, że myślałem, że dojdzie do ujmy na honorze, czyli poniżej 30 km/h na Kozie. Ale jakoś dałem radę. Roboty na Rolniczej przesuwają się konsekwentnie w stronę ronda w Czosnowie, za tydzień odpadnie nam kolejny skrót.