15 lipiec

Tydzień z przygodami, choć się nie zapowiadało. W poniedziałek pojechałem rano. Myślałem, że będzie słabo, a było dobrze. Wtorek natomiast po południu. Gorąco, stąd nie cisnąłem. A w środę się zaczęło… Nie wiem, skąd się wzięli, bo wcześniej siedzieli cicho. Kto? Mądrale płci obojga, na mniej lub bardziej dziwnych pojazdach. O co chodziło? Jak się nie daje rady dogonić resp. urwać hulajnożysty, to trzeba mu coś nagadać. Jedna odpowiedź kulturalna i inteligencka, druga krótka i zwięzła w najlepszej tradycji warszawskich woźniców. Kulminacja nastąpiła w czwartek (naturalnie trzynastego). Na zjeździe do Syrenki ze Świętokrzyskiego zablokowało się tylne koło (jak kto nie wie: brak dyferencjału i dwa koła o różnej wielkości) i zamiast skręcić to wjechałem centralnie w krzaki:) Dodam: budząc powszechną wesołość świadków sytuacji. Bez żadnego uszczerbku po mojej stronie i stronie szybkopomykacza, natomiast połamałem parę gałęzi (moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina).