A było ich siedmiu. Siedmiu wspaniałych, którym nie straszne mokradła szosowe, przenikliwy wiatr i inne zjawiska pogodowo-drogowe. Ruszyli spod „Arkadii” w sobotę, 15 grudnia, i pomykali „Małym Rondem”, ile sił w nogach. W moim przypadku – jesiennych przygód ciąg dalszy. Przed kościołem w Jabłonnie w stronę „tam” cosik głośno trzasnęło, potem się okazało, że poszła szprycha w tylnym kole (Ambosio 23). Na szczęście to zaplot 3G, także strata jednej szprychy nie wpływa w jakimś wysokim stopniu na bezpieczeństwo (pod warunkiem, że nie pójdą kolejne szprychy), w każdym razie nie uniemożliwia jazdy. No to pomykaliśmy dalej. Na skrzyżowaniu przed mostem w NDM przyblokowała mnie pani w blachosmrodzie, chłopaki oddalali się w tempie ekspresowym – wymieniliśmy z panią parę uprzejmości i rzuciłem się w pogoń. I tu zapamiętajcie sobie drugą zasadę „Ronda Babka”: „Rondo” jeździ zawsze, „Rondo” nigdy nie czeka. Goniłem chłopaków na Osiołku, ile mogłem, a to dochodziłem grupę na 50 m., a to zwiewali mi na 200 m. Dzięki temu, że światła w Łomiankach przed skrętem na „Siódemkę” są wyjątkowo długie, udało mi się wreszcie ich dojść. W stanie mocnego wyczerpania, gonitwa za grupą przez ponad 10 km, przy przeciwnym wietrze jest mordęgą. Ale co tam, grunt, że trening zaliczony a i pobór tlenu był w tę sobotę wyjątkowo wysoki:) Na przyszły weekend prognozy są kiepskie:(
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰