Wichur ciąg dalszy, ale ciepło. W sobotę przeszła koło dziewiątej rano śnieżno-deszczowa zawierucha i z jazdy były nici, aczkolwiek w niedzielę się dowiedziałem, że trzy osoby spod Płochocińskiej jednak pojechały (wot maładcy). Co się natomiast działo w niedzielę, 14 marca? Najważniejszą informacją jest ta, że uzbierało się grubo ponad dwudziestu chłopaków – znak, że sezon zbliża się nie tyle wielkimi krokami, co nadjeżdża na przełożeniu 53/11. Oby Pandemowicz z Covidzkim i Lockdownowskim nie popsuli nam planów. Dla niektórych chłopaków, tych w zimie rzadko widywanych, był to dzień niemal sądny, kto nie przepracował porządnie zimy, nie miał w niedzielę szans. Dlaczego? Wiało tak, że ciężko było jechać i dawno nie widziałem tak poszatkowanej grupy. W zasadzie każdy jechał na swój rachunek i ile miał w nodze, kto miał siłę i był w treningu poruszał się z przodu, kto nie – został urwany. Ważna była również taktyka, kto zajął dobrą pozycję i zmieścił się w rancie, utrzymywał się z przodu, kto nie, zostawał z tyłu. Moment prawdy – zejście pod wiatr ze zmiany, kiedy stawiało człowieka dęba (raz mnie przytkało tak, że dawno nie pamiętam takiego odcięcia prądu). Wyrównało się nieco na światłach przy stacji w NDM. Wiatr zmienił nieco kierunek za mostem i jechało się już nieco łatwiej. Za rondem w Czosnowie dwóch nygusów wykorzystało okazję i zwiało i – gratulacje – dojechali do Łomianek. Fakt, zatrzymało nas czerwone, ale myślę, że już nie daliby się dojść. Jeszcze przed Jabłonną pojawiły się na niebie nieciekawe chmury i zaczęły się zakłady, czy nas zmoczy czy nie. No powiedzmy, że postraszyło mocno i parę kropel przed NDM spadło, ale nie w takich warunkach już się jechało.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰