Szczytny cel, zacny line-up, blisko, chociaż niedziela – nie no, nie mogło mnie w ‘Pogłosie’ zabraknąć.
Otwieracz, który mógłby (powinien?) być zamykaczem. Xenny na żywo nie widziałem paredzieścia lat. Nie zawiodłem się, energia pozostała, Zygzak w formie, muzyka broni się do dzisiaj (eh, w tamtych czasach to był dopiero czad!).
Następnie VqrV – nie znałem, nie słyszałem i nie widziałem wcześniej. Chyba nie tylko ja, bo co poniektórych dopadło niezłe zdziwko, jak zobaczyli skład w liczbie dwóch: gitarzysta-wokal i perkusista-wokal. Nie żeby była to jakaś nowość, we dwóch demo nagrał przecież Samael (wybór nieprzypadkowy, o czym dalej), Osker nagrał we dwójkę takie demo, że ze skutkiem natychmiastowym ogłoszono ich nadzieją całego światowego punk rocka (szybko się niestety skończyli). Chłopaki dali radę, na pewno duży plus za covery Siekiery i DAAB-u, wzbudziły nostalgię wśród starszych roczników. Gratulacje dla perkusisty za kawałek Stado. Szybkość na garach godna podziwu, natomiast sam kawałek w klimatach najczystszego grindcore’a.
Również wcześniej nie widziałem na żywo, ba nie słyszałem nawet o zespole Psycho Beets. Zatem w ‘Pogłosie’ usłyszałem, zobaczyłem i zostałem zdemolowany na amen. Całokształtem. Na scenie Mistrz z kontrabasem, pozostający dyskretnie w cieniu gitarzysta i perkusista, co nie dziwi, ponieważ na planie pierwszym znalazł się podwójny Seksapil w najczystszej formie. E tam seksapil, to był czysty Seks – nieskrywany, frywolny, prezentowany synchronicznie, odsłaniający i uwypuklający w osobach dwóch Córek Grabarza. Dokładam kapitalną muzę, przemyślane teksty i dopracowaną (a może będącą dowodem talentu?) do perfekcji ekspresję sceniczną. Jak nic, rodzi się gwiazda na warszawskiej (polskiej?) scenie. W dodatku na żywo znacznie lepiej niż na płycie, bardziej wyrazisty kontrabas.
Gibane kawalery, łobuzy, sztajery z Werwolfu ‘77 dali publice to, czego chciała. Poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodzą, skład to sami wytrawni koncertowi gracze, stąd też przetrwali w sposób przemyślany kryzys pod sceną (tłuc się na koncercie dla potrzebujących? WTF?). Poza „Teściową” było prawie wszystko, co być winno.
Starcie z nowym basistą. Ani lepiej, ani gorzej niż normalnie.
Chyba już wiem, kto będzie w maju w ‘Pogłosie’ suportował The Casualties (mieli być w marcu z Lion’s Law, ale cosik się wykrzaczyło). Będzie to Damnation. Hard core w wersji zbliżonej do ekstremalnej, również przez wokal Brokata, jednak z zachowaną linią melodyjną. Kawał naprawdę dobrej muzy, z paroma arcyciekawymi rozwiązaniami.
Black metal punk, czyli Blitzed (koszulki zdradzały, kto pierwowzorem poszczególnych załogantów; Samaela nie dostrzegłem, był Bathory z pierwszej płyty). Trzy i półmetrowy wokalista góruje nad sceną jeszcze bardziej niż Budzy z Armii i na scenę w ‘Czarnej Sali’ jest po prostu za duży:) Przekaz bezpośredni, brutalny, antysystemowy, antyklerykalny, antyfrajerski. Jeszcze trochę roboty przed chłopakami, w zakresie muzy, że dodam, ale wiedzą, co i jak chcą grać. A to jest najważniejsze i na tym można bazować.
Na tym się mój udział w koncercie zakończył. Sprawnie zrealizowany, kapele trzymały się planu jazdy, publika dopisała. Licytacje przyniosły określoną kwotę dla Ukrainy (jebać Putina, wolna Ukraina), puchy na datki też się zapełniły. Jak już się Ruscy pomiarkują, że nie dadzą rady, to chętnie spotkamy się na koncercie dla odbudowy Ukrainy. Tymczasem jeszcze trochę wytrwajcie!