11 wrzesień

Pogoda wręcz letnia. Spod Arkadii w sobotę, 11. września, ruszyło nas trzech, trzech kolejnych dołączyło na Starzyńskiego, w sumie było grubo ponad 20 osób. Grupa w całości nie utrzymała się jednak zbyt długo… Jeszcze przed hopkami dołączył do nas mocny kolega z Mazowsza i zaczęła się masakra. Dość napisać, że od hopek do świateł w NDM nie zeszło poniżej 49 km/h (fakt, wiatr nie przeszkadzał tym razem). Nie przypominam również sobie, bym w sobotę (lub na Pomiechówku) jechał na Biance 58 km/h (zdarzało się na Nasielsku, ale wtedy człowiek był młodszy i jeszcze się na Nasielsk porywał). Stąd też grupa się porwała dość szybko. W czołówce jechało nas ośmiu bądź dziewięciu, reszta podzielona na kilka grupek. Na rondzie w Czosnowie zablokował mi się łańcuch w przerzutce, musiałem zwolnić i było po zabawie. Zrobiła się dwudziestometrowa dziura, której już nie dałem rady załatać. Jechałem swoje i po drodze zbierałem chłopaków, których wykończył sprint przed radarem:) Po drodze jeszcze dwa spady łańcucha, oględziny w domu wykazały pęknięcie pióra przedniej przerzutki. Chyba jej czas po prostu się skończył.

W niedzielę jazdy nie będzie, bo Holka czuje się opuszczona i zaniedbana, stąd muszę jej poświęcić więcej uwagi (hurra, wycieczka!).