11. września 2021 r. (gdzie: Letnia Scena Progresji, kto: Punk Fest 2021 [Pull the Wire, Uliczny Opryszek, The Bill, Ga Ga/Zielone Żabki, Sexbomba, Towot, KSU])

Śpiewała niezapomniana Pabieda w utworze „Propaganja”: „może się coś, kurwa, ruszy”. No to mam nadzieję, że się, kurwa, wreszcie ruszyło. Po 16 miesiącach nareszcie jakiś ciekawszy koncert. ‘Punk Fest’ A.D. 2021 w Warszawie, Letnia Scena Progresji, piękny Line-up (normalnie żem się wzruszył, bo to przeca załogi mojej młodości), no to bujaj się Holka, jadziem na koncert.

Teren wielgachny, jednak ludzi, jak na imprezę o takiej skali, raczej niewiele. Nie wiem, czy to jeszcze obawy (post?-)covidowe, czy jeszcze nie dowierzają, że już się da i można. Miejsce fajne, w miarę dobry dojazd (i tak większość zamawiała Ubera), pogoda dopisała jak na zamówienie. Cena biletów chyba dopasowana, siedem zespołów, prawie pięć i pół godziny grania (brutto) za 90 PLN w przedsprzedaży i 100 PLN na Abendkasie. Zatem? Mam nadzieję, że ‚Galicja’ nie dołożyła do interesu. Przyjemnie znowu było po tych wszystkich pandemicznych miesiącach popatrzeć na subkulturowe towarzycho. Irokezów sporo, nieźle obecne długie pióra, dredów jak na lekarstwo, glac ideologicznych niet (poza jednym Skinheadem for a Day, wnioskując po ubiorze i zachowaniu), paru meneli, paru dresów.

Zaczęli Pull the Wire. Nieznana mi bliżej załoga z Żyrardowa, z tego, co rozkminiłem, już niemal 15 lat na scenie. Muza zacna, jednak może dlatego, że otwierali koncert, było jeszcze całkiem widno (wręcz upalnie), a towarzystwo jeszcze nie było rozochocone, to zabrakło jakiegoś aktywniejszego kontaktu z publiką.

Następni Uliczny opryszek. Od razu wyrażę zdanie, że miejsce zespołu w Line-upie – jak dla mnie – dyskusyjne, powinni być później (ale może musieli wcześniej się zwinąć). Ortodoksyjny w tonacji punk, pełne zrozumienie z publiką, teksty na czasie („Prałat”, z najnowszej EP-ki). Zagrali naturalnie „FC. St. Pauli do boju” (kurka, przegrali z Hannoverem; ale w październiku dwa razy z Dynamem i raz z Hansą – będą ofiary), i „Na zawsze punk” (zawsze porównuję tę wersję z wersją chłopaków z „Hladno pivo” i zawsze mi wychodzi na remis, i ta fajna, i ta niekiepska).

The Bill. Latka lecą, a chłopaki z formie – fizycznej i muzycznej. Nadal duże grono zagorzałych fanów, wnioskując po ilości koszulek w publice. Grać potrafią, stąd też pandemiczna przerwa w koncertowaniu nie wpłynęła na ich odbiór. Zagrali większość swych hiciorów, rozhuśtali publikę pod sceną.

Zielone Żabki/Ga Ga albo Ga Ga/Zielone Żabki – jak kto woli. Kolejni niemłodzi, i kolejne ukłucie wzruszenia w sercu, to już tyle lat. Smalec na scenie aktywny jak zawsze, aczkolwiek pomału przemienia się fizycznie w hinduskiego jogina. Tak jest, zagrali „Kulturę” – ten utwór się chyba nigdy nie zestarzeje. Odśpiewany chóralnie przez wszystkich +30, obecnych na koncercie.

Sexbomba. W zakresie ekspresji scenicznej, bez wątpienia numero uno całego ‘Festu’. To rozczulające, zobaczyć ponownie po tylu latach stare wygi na scenie w akcji (nie dlatego, że nie grali, tylko dlatego, że mnie nie było). Oj, te czasy, jak szturmem zdobywali rzesze fanów a na koncerty zasuwało się do Legionowa. Od zawsze z dużym (nie małym:)) promilem amerykańskiego stylu scenicznego i rock’n’rolla. Kwestia przyzwyczajenia: dla ortodoksyjnych punoli do przyjęcia tylko z dużą rezerwą. Z moich trzech ulubionych i kawałków nie zagrali tylko „Wiary”, poza tym była i „Woda” i „Alkohol”.

Towot, czyli Smar SW. Wcale nie widać po chłopakach, że wrócili po 25 latach. Bardzo dobry występ. Na dwa wokale, dobrze się uzupełniające. Ekspresywny i charyzmatyczny wokalista (ten bez instrumentu), reszta załogi trochę bezpłciowa, bardzo dobrze nagłośnione bębny, co pozwoliło usłyszeć kapitalną technikę perkusisty, bezpardonowe w wymowie teksty. Muzycznie to natomiast nieco inny punk, wymagający przyzwyczajenia i parokrotnego przesłuchania wcześniej. Stąd i pod sceną niewiele się działo.

Wreszcie ci, na których przyszła większość. KSU, legenda, moje korzenie, „Pod prąd” w piątce najważniejszych albumów w historii polskiego punka. I… i koncert w zakresie udatności mocno przeciętny. Od czasu jak wzbogacili brzmienie o dodatkowe instrumenty – co dało fenomenalny efekt w zakresie nagrań studyjnych, zaczęły się problemy na koncertach. Do W-wy przywieźli niemal pół orkiestry symfonicznej: harfę (harfistkę), skrzypce (skrzypaczkę), flet i fujarkę (flecisto-fujarkowca). Jak się towarzystwo zaczęło stroić, to minęło dwadzieścia minut. Mina Siczki mówiła wszystko, reszta zespołu przysiadła wreszcie na dupach, czekając na koniec strojenia. A i tak wyszło dupowo, bo flet wybił się na plan pierwszy, przygłuszając nawet gitary, a skrzypce ledwo było słychać. I w rezultacie – a mieli do dyspozycji godzinę i kwadrans – zagrali czterdzieści minut. I na koniec ledwie zdążyli zagrać „Jabol punka” (dobrze, że zagrali, bo tego by im publika, ze mną na czele, nie darowała). Na dokładkę walnęli się w „Idź pod prąd”. Ale – legendom się wybacza wszystko. Tam, gdzie grali stary materiał (z „Pod prąd”, lub choćby „Ustrzyki”), było tak, jak powinno być. Agresywnie, chóralne śpiewy, publika w ekstazie. Nawet pewne modyfikacje, np. „Marsz pogrzebowy” wkomponowany do „Jabolowych ofiar”, czy nieco zmieniony „Liban” (kurka, nawet po tylu dekadach ten utwór wbija w ziemię), nie przeszkadzały, a wręcz zaskakiwały na plus. Ktoś kiedyś powiedział, że nikt by nie chciał jeździć tym samym samochodem przez 30 lat (temu odpowiadał bojkot „Autobiografii” na koncertach „Perfectu”), stąd też pewnie koncerty KSU w przyszłości będą wyglądały tak, jak ten wczorajszy. Myślę, że w bieszczadzkich plenerach i przy dobrym nagłośnieniu musi to brzmieć przepięknie. Na festach w wielkich miastach – gramy standardy, panowie!

Podsumowując: ‘Punk Fest’ 2021 w Warszawie był bardzo sympatycznym koncertem, z wyraźnym akcentem na klasykę gatunku. Jak już ten głupi Covid 19 zakończy żywot, to w 2022 r. będzie jeszcze fajniej. Publika nastawiona w pełni pokojowo, parę beczek browca poszło, skrętów też nie zabrakło. Należy podkreślić bardzo udane zabezpieczenie koncertu. Ochrona była praktycznie niewidzialna, jedynie na KSU zgarniali, bardzo przyjaźnie zresztą, fruwających nad pogo.