11 listopad

Środa, 11 listopada, toż to czerwone święto, Farsz Niepodłegłości (śmierć wrogom Włoszczyzny!). Zatem śmigamy! Spod ronda ruszyło nas pięciu, po drodze zbieraliśmy pozostałych i tak uzbierało się nas dwunastu. Niestety kraksa z winy blachosmroda. Dwóch naszych z ariergardy na ziemi, poturbowanych, na szczęście po krótkiej kontroli nic się – poza szlifami i stłuczeniami – poważniejszego nie stało; sprzęt wydawał się też w porządku. Jechałem na samym końcu, zaraz za obydwoma, cudem udało mi się z kraksy wywinąć. Sprawa wydaje się oczywista, na wszelki wypadek wezwaliśmy jednak policję, Ryszard – który jechał z przodu i widział dokładnie całe zajście – został z mocniej stłuczonym, by wyjaśniać sprawę. Reszta ruszyła dalej. Na początku jeszcze ostrożniej, każdy rozmyślał o tym, co się zdarzyło, potem się wszystko rozhuśtało. Małolaty znowu zwiewali, ale tym razem ich doszliśmy. Na Rolniczej tempo mocno szarpane, każdy próbował nogę.

Odnośnie kraksy. Apel do kierowców: zacznijcie wreszcie doceniać prędkość, z jaką poruszają się kolarze szosowi!!! Nie zawsze zdążycie skręcić przed grupą (jak w rzeczonym przypadku), nie zawsze przy wymijaniu zdążycie zmieścić się przed peleton (jak w wielu innych przypadkach).

Miałem dziś napisać coś zjadliwego o uczestnikach Farszu Niepodległości, ale po relacjach z przebiegu wydarzeń (w sumie to czego można się było spodziewać?) mi się zupełnie odechciało. Zatem jedna tylko uwaga: wielcy polscy patrioci, wrogowie wszelkiego co zza Odry, wożą się w większości w niemieckich samochodach (prawie czterdziestomilionowy naród wybrany, przedmurze i obrońca chrześcijaństwa, naród wzniosłych ideałów, honoru i rycerskich manier, położony w środku Europy nie dorobił się od przewrotu „narodowego” samochodu?).