1 sierpień

Nareszcie nie tak gorąco (nawet kombinezon był biały od soli potowej tylko miejscami a nie całościowo). Pod Arkadią znów bez tłumów, pojawiła się za to dawno nie widziana Drapieżna Pantera, tym razem we wcieleniu Czarna Pantera (ciekawe, czy na Pomiechówku znowu urwała i ograła nygusów?). Chłopaki chyba chcieli się pokazać, bo przez paręset metrów jechałem (za grupą, ma się rozumieć) prawie 56 km/h (fakt, delikatnie z wiatrem). Na ostro poszło praktycznie zaraz za kreską, ze dwóch chłopaków zostało już na pierwszej hopce, dwóch-trzech kolejnych po trzeciej. Nie było ucieczki, zatem za stacją w NDM przycisnąłem aż do mostu, ale nikt się nie podłączył. Powrót klasycznie, przez Kampinos i Rolniczą, wiatr specjalnie nie przeszkadzał, można było trzymać 40-42 km/h.

PS. Frajera, który niedawno zmasakrował jakiegoś rowerzystę pałką, nazwać można jedynie członkiem do kwadratu. Skąd się takie bezmózgi biorą? Jesteś z siebie dumny? Znalazłeś poklask wśród koleżków? Zostałeś szeryfem swojego wypizdówka?